wtorek, 24 lutego 2015

Moje opowiadanie- "Podły dzień"

    
"Chcę Ci coś opowiedzieć
ale brakuje słów
żeby wyrazić to, co czuję
mógłbym to namalować
lecz nie wymyślił nikt
kolorów, które można użyć"
—  Dżem- Chce Ci coś opowiedzieć.


 Na wstępie, chciałam powiedzieć, ze opowiadanie jest fikcją, nigdy się niestety nie wydarzyło. 
Dopiero zaczynam pisać coś sama. Mam nadzieje, że opowiadanie nie będzie totalna katastrofą. 


"PODŁY DZIEŃ "



Wydawało, by się, że ów dzień był jednym z najgorszych w moim dość krótkim nastoletnim życiu, gdyby nie fakt, że stał się jednym z najlepszych. W ten słynny dzień zwlokłam się z łóżka o szóstej rano w wyjątkowo podłym nastroju. Pomimo, że wstałam tak wcześnie wpadłam do klasy 20 minut po dzwonku. Nauczyciel spojrzał na mnie z politowaniem i kazał mi usiąść. Gdzieś pośrodku nudnego wykładu na temat atomów, dostałam okropnego sms’a od chłopaka. Siedziałam, więc obrażona na cały świat na każdej z lekcji, z nosem w książce (nie, nie chodzi mi o podręcznik, tak ludzie w moim wieku, przynajmniej niektórzy lubią czytać, nie patrzcie zdziwieni). Zaraz po lekcjach  zerwałam się z ławki i pobiegłam na autobus, który jak zwykle mi uciekł, gdy stałam na przejściu dla pieszych. W kieszeni kurtki rozbrzmiał dzwonek mojego telefonu, trochę zbyt głośno ustawiony gdyż ludzie zaczęli odwracać głowy w moją stronę. Nie zdążyłam odebrać, lecz niestety po chwili wyświetlił mi się krótki sms, który nie należał do najprzyjemniejszych. Zaczął padać deszcz, który zamaskował moje łzy. Wściekła do szpiku kości nie miałam zamiaru tkwić na przystanku. Szłam ulicą, wokół zdążyło już zrobić się ciemno. Latarnie i światła domów rozświetlały zatłoczone, chodniki i drogi.    
Było chłodno, szłam szybkim, pewnym krokiem, lecz moja głowa spoglądała w dół, na dość już zniszczone glany, które przeżyły ze mną dobre 5 lat. Riedel szeptał mi do ucha słowa piosenki na słuchawkach. Gorzkie łzy spływały mi po policzkach, nie dbałam już o to, co ludzie sobie pomyślą, bo po prostu nie umiałam ich powstrzymać. Byłam wściekła na siebie i cały świat. Gdy nagle zauważyłam jego postać. Stał po środku chodnika, a krople deszczu spływały mu po twarzy. Był taki żywy. Oczy Riedla popatrzyły na mnie, uśmiechnął się. Podbiegłam do niego i rzuciłam mu się na szyję, zachowałam się dziwnie wiem.
Gdy „uwolniłam” się z jego objęcia ( raczej mojego) On tylko spojrzał mi w oczy jeszcze raz, otarł łzę i powiedział - Nie smuć się, nie warto. Pamiętaj, że życie nie jest wieczne. Skup się lepiej na tym, co kochasz, spełniaj się i pracuj nad słabościami, a co najważniejsze nie porzucaj marzeń.- Po czym uścisnął mnie sam z własnej inicjatywy, wyjął długopis i kawałek papieru tak jakby na mnie tu czekał przygotowany i po chwili złożył autograf, pod którym napisał „W życiu piękne są tylko chwilę, więc żyj tylko nimi.”
Złożył kartkę i wsunął mi do kieszeni, po czym mrugnął i zniknął niczym zjawa. Stałam jak wryta jeszcze w tym miejscu dobre 10 minut i gapiłam się w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą stał mój idol. Otrząsnęłam się, po czym założyłam słuchawki i ruszyłam przed siebie z wysoko podniesioną głową. Tylko jedna łza spłynęła mi po policzku, tym razem była to łza szczęścia, bo zniknął cały gniew, ból, złość i strach, a w ich miejsce zawitał spokój. Jedynym dźwiękiem, którym słyszałam była symfonia rozkoszy jego głosu śpiewająca "Wehikuł czasu to byłby cud"….

2 komentarze:

  1. Bardzo mi się podoba chociaż szkoda, że rozdział taki krótki.. Ale naprawdę fajnie się czyta i jest dosyć ciekawie. Czekam na nexta, życzę weny i zapraszam do mnie, liczę na komentarz :)
    http://hopeisabitches.blogspot.com/?m=1‎

    OdpowiedzUsuń
  2. Juz czekam na kolejna część. Pisz więcej opowiadań ;) tak trzymaj! :*

    OdpowiedzUsuń