Przepraszam za błędy ortograficzne, czasami piszę szybko i nie myślę o pisowni. Oczywiście opowiadanie jest fikcją, moją szaloną fantazją, choć nie twierdzę że nie ma w niej ziarnka prawdy :) ( nie, nie umarłam!)
“Przyjaciel to człowiek, do którego dzwonię po wielu miesiącach milczenia, a nie pyta: dlaczego się nie odzywałaś, tylko mówi: cieszę się, że właśnie dziś słyszę Twój głos.”
— Roma Ligocka “Czułość i obojętność”
Nie Do Końca Samotna...
Gdy moje powieki w końcu opadły bezwładnie, nie mając siły utrzymać się w górze, zapamiętałam jedynie ciemność, strach mieszający się z bólem i ciężar mojego ciała. Może gdybym zrobiła coś inaczej tak by się nie stało? Nikt już jednak nie odpowie mi na to pytanie, bo mnie już nie ma. Teraz to ja przejęłam pałeczkę, ponieważ gdy umarłam, a z mojego ciała ulotniła się wraz ze mną moja dusza, trafiłam tutaj. Wszyscy wyobrażają sobie niebo jako święte miejsce, a piekło, jako przeklęte. Jest jednak inaczej. Gdy moja dusza przekroczyła świętą bramę wszystkie morały i wierzenia, których mnie uczono rozprysnęły się jak żarówka uderzająca z hukiem o podłogę. Nie ma nieba, nie ma piekła jest po prostu odwrócony obraz Ziemi, jakby się patrzyło w krzywe zwierciadło. Duszę prowadzą drugie życie. Są obdarzone wolną wolą. Można wybrać pod czyje „skrzydła” się trafi, Boga lub Lucyfera, lecz decyzji zmienić później nie można. Nie pytajcie, kogo wybrałam później stanie się to jasne. Przyznam, że gdy ujrzałam Lucyfera i Boga nie mogłam ich rozróżnić. Obaj byli piękni i tacy do siebie podobni. Wszystkie książki mówiły prawdę i nie przesadzały, gdy opisywały Lucyfera jako Potężnego, lecz myliły się co do jego relacji z samym Bogiem. Ale o tym później. W całym tym świecie przejęłam role nietypowego anioła stróża. Obdarzono mnie wielkimi, czarnymi skrzydłami, oczywiście było to sprzeczne z Biblią, którą stworzyli ludzie. Po szkoleniu na doskonałą anielicę z wolna wolą zesłano mnie z powrotem na ziemię, by naprawić i zamieszać w życiu pewnego osobnika. Dziwnie czułam się w ludzkiej postaci odkąd ją straciłam. Miałam za zadanie wyciągnąć pewnego 16-stolatka z uzależnienia od narkotyków. Po prostu świetnie, tego mi brakowało, ganiać za ćpunem. Nie mam przecież gwarancji, że mi się uda zaraz poprawka, nie mam pewności czy mu się uda. Wiem, że nie mam prawa krytykować tego chłopaka, bo go nie znam. Jestem hipokrytką, bo nazwałam go ćpunem, a gdy tylko ktoś powiedziałby tak na Riedla*, usłyszałby mój monolog na temat życia, śmierci i potęgi tego wspaniałego artysty, mojego idola. Wzięłam się w garść. By się do niego zbliżyć, znów musiałam pójść do szkoły. Na samą myśl robiło mi się nie dobrze. Czułam się taka samotna i odrzucona. Słuchałam innej muzyki, czytałam. Miałam przyjaciela, rodzinę, mnóstwo znajomych, a jednak byłam inna. Wytarłam rękawem łzy i ruszyłam przed siebie.
Otworzyłam drzwi klasy od biologii i odruchowo zaczęłam szukać chłopaka.
Przywitałam się z nauczycielką i usiadłam z tyłu klasy. Obiektu mojego zadania
nie było. A ja musiałam znieść znowu nudną pogadankę o bakteriach. W połowie
lekcji otworzyły się drzwi. Stanął w nich mój cel. Chłopak był dobrze
zbudowany, miał ciemne blond włosy opadające mu na oczy, z których biło
przenikliwe, roześmiane spojrzenie błękitu, w którym można było się utopić.
Uśmiechnął się do nauczycielki, przeprosił i usiadł koło mnie. Zesztywniałam.
To był ten typ, za którym dziewczyny ganiały stadami i ten, który za życia
omijałam. Zaczęłam nawet trochę żałować, że umarłam. Chłopak nie wyglądał na
narkomana, wręcz przeciwnie, na tryskającego zdrowiem kapitana szkolnej drużyny
Uśmiechnął
się do mnie uwodzicielsko. Rozpłynęłam się. Gdy jeszcze żyłam nigdy nie miałam
chłopaka. Teraz to kompletnie odpłynęłam! Dopiero po chwili uświadamiając
sobie, że coś do mnie mówi, Biologia przestała mieć znaczenie. Bakterie mogły
mi pogwizdać, bo właśnie pływałam w oceanie błękitnych oczu chłopaka.
-Yy jestem
Cara- za jąkałam się. Cała twarz mi płonęła. Przeklnęłam w „duchu”. Muszę się
opanować, spełnić swoją rolę i odejść już całkowicie.
- Ciekawe
imię, tak melodyjnie brzmi. Jesteś nowa?- odgarnął niesforne, blond
końcówki, które spadły mu na oczy.
- Właściwie
to nie jest moje prawdziwe imię, kiedyś tak nazwał mnie mój przyjaciel i tak
zostało, przyjaciele już pewnie nawet nie pamiętają mojego pełnego imienia,
zresztą to nie ma znaczenia. Tak, jestem nowa. Wszystko jest dla mnie nowe,
język, kraj, ludzie. Tak, nie jestem Amerykanką, tylko Polką z zabójczym
akcentem.- Popełniłam, błąd mówiąc mu to. Nie wiem, co się ze mną dzieje, to
dziwne, że się przed nim otworzyłam. Może to sprawka tego, że tak bardzo mi
kogoś przypomina? Po śmierci niewiele pamiętam. Zupełnie tak, jakby ktoś
zamazał mi część wspomnień i niestety, pozostawił mi te, przez które siedzę tu
jako zbuntowany anioł w wieku dobijającej 16-stki. Nie mam pojęcia, ale jak
będę się nad tym dłużej zastanawiać, to oszaleje. Mam cel. Muszę pomóc temuż
oto osobnikowi płci męskiej o zniewalających oczach …ah! Zamknij się!!!...Boże,
czemu mnie tak karzesz??? Nie mogłeś mi przydzielić jakiejś dziewczyny??
Lucyferze, zrobiłeś to specjalnie!
W tym
momencie, gdy znowu zaczęłam w myślach przeklinać siebie i wszystko dookoła, zadzwonił
dzwonek. Poderwałam się z ławki. Jednak on złapał mnie za łokieć.
- Może
dałabyś się zaprosić na kawę po szkole. Tu obok jest świetna kawiarnia, mają
przepyszną kawę cynamonową z dodatkiem karmelu.- Czy on właśnie zaprosił mnie
na kawę z cynamonem i karmelem?! Pamiętam, że jak skończyłam 13 lat…
- Tak,
jasne. Bardzo chętnie. To co, przed szkołą o 14:50?- Nie mogłam powstrzymać
uśmiechu, który wpełzł nieświadomie na moją twarz.
-No to
jesteśmy umówieni. Tak przy okazji, też czytałem tę książę, poznaję, po
okładce, niestety tytułu nie umiem rozczytać. – Oczy mu się zaświeciły milionem
iskier, gdy wypowiedział to piękne dla mnie zdanie. Wszystko, co tyczyło się
książek było cudowne; on czytał! Muszę przemyśleć, czy nie lepiej walnąć go
patelnią i nie utopić, by był tylko mój…Matko! Stop! Uspokój się!
- Orginalny
tytuł brzmi „If I stay,” na polski został przetłumaczony- „ Stay if you
love” (zostań, jeśli kochasz) czy jakoś tak. Mam nadzieję, że dobrze ci
przetłumaczyłam. Zaskoczyłeś mnie, że czytałeś tę książkę, jest ona tak typowo
dla nastolatek.- Jeszcze bardziej się zarumieniłam, pewnie w tej chwili mogłabym
wygrać konkurs na miss „buraka”!
Nie
odpowiedział mi. Uśmiechnął się tylko i odszedł. Nachmurzyłam się.
Po lekcjach czekał na mnie punktualnie. Serce mojej duszy zabiło mocniej. Przez
5 minut szliśmy w ciszy, aż tu nagle on powiedział coś, co zwaliło mnie
totalnie z nóg i to dosłownie.
-
Zastanawiałem się przez wszystkie lekcje, jak odpowiedzieć na twoje pytanie.
Wiem, że to książka dla dziewczyn, wiem, że to żałosne, ale tak bardzo ją
lubię. Choć historia zawarta na kartach jej strony jest nieco przesłodzona,
nawet trochę banalna, ale ma w sobie urok. Podziwiam główną bohaterkę za jej
miłość do muzyki, jak bardzo była jej oddana. Są tylko dwie „damskie książki”,
które, podbiły moje serce, zamąciły umysł i doprowadziły do łez.
Wylądowałam
tyłkiem na chodniku. W końcu ktoś, kto mnie rozumie, ktoś, przy kim nie czuję
się dziwna, inna i niepasująca do reszty „puzzli”. Podał mi rękę. Ujęłam ją i
wstałam.
- Jak się
nazywa ta druga niezwykła książka, która miała zaszczyt poruszyć twoje męskie
uczucia?
- Śmiej się,
śmiej. Powiem ci może kiedyś najpierw, chodźmy na tą kawę. – Spojrzał na mnie z
rozbawieniem i politowaniem, w tak znajomy sposób. I wtedy przed moimi oczyma
ukazał się obraz, dawne, wyblakłe wspomnienie. Miałam 13 lat, długie ciemne
blond włosy spadały kaskadami fal na moje ramiona. Miałam na sobie krótkie
czarne spodenki, koszulkę z dziwnym napisem i oczywiście niezniszczalne
turkusowe trampki. Ramiona miałam zakryte cienkim bawełnianym sweterkiem. Koło
mnie stał jakiś chłopiec, w moim wieku, i śmiał się z tego, że znowu palnęłam
jakąś głupotę. Szturchnęłam go w ramię, a on jeszcze bardziej zaczął chichotać.
Spojrzałam na chłopca od góry do dołu i nagle do mnie dotarło. To ten sam, co
stoi teraz koło mnie, ten sam, któremu mam pomóc. Wspomnienie znikło nagle, gdy
Ansel mną potrząsnął.
- Totalnie
odpłynęłaś, moja droga. Jesteśmy na miejscu- odparł, po czym otwarł mi drzwi.
Muszę przyznać, że maniery mu się poprawiły, ale co on tu robi?
Zamówiliśmy
dwie cynamonowe kawy i usiedliśmy przy stoliku.
-Czemu mi nie
powiedziałeś, że jesteś Polakiem i pozwoliłeś zrobić mi z siebie błazna,
tłumacząc ledwo ten tytuł? – oparłam się lewą ręką o brodę, a drugą trzymałam
kubek z kawą.
-Ponieważ
czekałem na moment, w którym dotrze do ciebie, że mnie znasz. Caroline?! Przecież
ty nie żyjesz, byłem na twoim pogrzebie, nie mogłem dojść do siebie. Mój tato
dostał tu pracę, więc się przeprowadziliśmy. Gdy już się otrząsnąłem widzę,
ciebie żywą, siedzącą w klasie i w najlepsze słuchającą o rozmnażaniu się
bakterii! W dodatku mnie nie poznałaś, a
widzieliśmy się zaledwie.. ile, to już no tak.. dwa lata temu- powiedział, wręcz
wykrzyczał na całą kawiarnię. Wyczułam ból w jego głosie. Nagle mnie olśniło:
to nie ja miałam mu pomóc, tu nie chodziło o żadne „narkotyki”, ja byłam tym
narkotykiem, problemem, z którym nie dawał sobie rady. Oni dali mi szanse zaopiekowania
się nim. Nawet nie wiem, kiedy zaczęłam płakać. Łzy spływaył mi po policzkach
jak wodospad. Ansel wstał, podszedł do mnie i zamiast dać mi z liścia, na którego
zasługiwałam, przytulił mnie mocno, wsunął dłoń w moje włosy, a drugą
przygarnął mnie mocniej. Przez to sweterek, który miałam na sobie, podjechał do
góry, ukazując kawałek blizny. Niestety, zauważył to. Ale zaraz, zaraz. Blizny.
O mój boże, czyżbym dostała druga szanse, czy znowu jestem człowiekiem?!
- Nigdy
więcej mnie nie zostawiaj, złośnico! Zrozumiałaś, żadnych numerów z umieraniem!
A teraz chodź, masz mi dużo do powiedzenia, ty mały, wredny skrzacie!
- Dobrze.-
wziął mnie za rękę i poprowadził do swojego mieszkania.
Dom był
ogromny. Dwupiętrowy, jednorodzinny, z podjazdem i garażem, wnętrze było
nowoczesne, ale i z zachowaną harmonią starego stylu. Poszliśmy krętymi
schodami do, jak mniemam jego pokoju. Posadził mnie przed sobą na głębokim
fotelu, w którym od razu się zapadłam.
- A teraz
wszystko od początku, ze szczegółami włącznie, księżniczko. Bo jak nie, zwiąże
cię i rzucę na pożarcie kaczkom w parku. Wzdrygnęłam się i uśmiechnęłam.
Wyprostowałam
się i zaczęłam mówić. Wraz z potokiem słów przypominały się mi różne zapomniane
fragmenty z życia i potem.
- Miałeś
racje, Ansleu. Ja naprawdę umarłam. Wiem, że to, co teraz powiem jest, nierealne,
ale wysłuchaj mnie, dopiero potem zastanawiaj się, czy nie odwieźć mnie do
psychiatryka, dobrze? –Kiwnął twierdząco głową.
– Pewnie zastanawiałeś się lub nie, czemu to się stało. Myślałam wtedy,
że jestem samotna, zawsze czułam się niedopasowana. Otaczało mnie tak wiele
ludzi, ale zabrakło mi tych najbliższych. Czytałam nieustanie książki miłosne. Pragnęłam
tego niczym powietrza. Oczywiście, dostawałam wiele miłości od rodziców, lecz
ona nie wystarczyła. Tego dnia wyszłam ze szkoły wcześniej. Zwiałam. To były
moje pierwsze wagary. Zauważył mnie pewien chłopak. Poszliśmy razem do parku,
upiłam się, on zwiał. Gdy wracałam do domu, ledwo trzymałam się na nogach. Było
grubo po 23:00 i gdy przechodziłam prze jezdnię, wpadłam pod koła rozpędzonego
samochodu. Ostatnie, co pamiętam to walkę, o oddech, o to by przeżyć. Umarłam,
zanim karetka dowiozła mnie do szpitala. Popełniłam straszny błąd. Gdybym
została w szkole.. . Powinnam była przeczekać, uspokoić się, a nie iść się upić
z jakimś nieznajomym chłopakiem. Nie doceniałam tego, co miałam, a zwłaszcza
zaniedbałam ciebie. Nie mogę sobie wybaczyć tego, co zrobiłam, konsekwencją
tego czynu było moje życie i zmarnowanie życia kierowcy prowadzącego to auto.
Biedak za pewne siedzi za moją głupotę w więzieniu. Przysporzyłam tyle cierpienia
sobie i swoim bliskim. Spojrzał na mnie przez zaszklonych od łez oczu. Płakał.
Ponownie kiwnął głową na znak, bym mówiła dalej.
Opowiedziałam
mu o tym, jak zostałam jego aniołem stróżem, z którego zmieniłam się w
człowieka, by naprawić szkody, jakie wyrządziłam. Poprosił mnie, bym podwinęła
koszulkę i sweterek. Zrobiłam to, o co poprosił. Jego oczom zamiast skrzydeł
ukazała się blizna po nich. Przejechał po niej delikatnie, jakby chciał
sprawdzić, czy nie jest narysowana. Obciągnęłam sweterek w dół, on złapał mnie
w talii, przyciągnął do swojej piersi i zamknął w mocnym pełnym desperacji uścisku.
- Wierzę we
wszystko, co mówisz i wiem, że żałujesz. Ludzie robią różne głupie rzeczy,
czasami jedna decyzja potrafi wszystko zmienić na lepsze, lecz i czasami na gorsze.
Bóg postanowił dać ci drugą szansę. Od teraz jesteś moim aniołem stróżem w ludzkiej
postaci. Nigdy już nie odchodź, proszę. – Miał sto procent racji. Zachowałam się
wtedy jak nieodpowiedzialna gówniara. Mam nadzieję, że uda mi się to naprawić i
zrobię wszystko by się tak stało.
-Dziękuję,
jesteś wspaniały, nigdy cię już nie zostawię, obiecuję. A tak na marginesie,
masz problem z narkotykami?- Musiałam się upewnić.
- Jesteś niemożliwa!
Tak mam problem z narkotykami, ponieważ to ty jesteś moim narkotykiem. „Moją
własną odmianą heroiny”. Bez ciebie byłem chodzącym wrakiem, nic mnie nie
cieszyło. Powoli umierała każda cząstka mojego serca. Bo jesteś moją najlepszą
przyjaciółką i nigdy to się nie zmieni, pamiętaj o tym dobrze. – Otarłam mu
łzę, która spływała mu po policzku. –Dziękuję, że mi wybaczyłeś- wyszeptałam.
Gdy wypowiedziałam te słowa, czarne długie skrzydła wysunęły mi się spod sweterka. . Nad głową zaświeciła całym
swoim blaskiem aureola, na całym ciele pojawiły się przepiękne tatuaże. Po
chwili nie stałam już w pokoju Ansel’a.
Znów byłam
tam, gdzie trafiłam po śmierci. Wylądowałam na wielkiej arenie, wokół siedzieli
wszyscy aniołowie, dobrzy i źli. Na samym środku siedzieli Lucyfer i Bóg.
Wszystko było ciemne i jasne. Stanęłam nieruchomo.
- Odkryłaś
już, po co zesłaliśmy cię na ziemię. Zrozumiałaś swój błąd i pojęłaś, jak
wielką szkodę wyrządziłaś. Jesteś dobra. Ale jako nastolatka czułaś się
odrzucona i zagubiona, i to skłoniło cię do podjęcia złej decyzji. Poniesiesz
konsekwencje- odezwał się do mnie Bóg.
- Będziesz
musiała od tej pory żyć jako człowiek. Stracisz pozycję anioła stróża i przeżyjesz
swoje życie od nowa. Nawet nie, zdążyłam nic powiedzieć a już pochłonęła
mnie ciemność, spadałam w dół.
Ocknęłam się
w ławce szkolnej. Znów miałam 14 lat. Obok siedział Ansel wpatrzony w tablicę.
Popatrzyłam na datę. Był 20.03, czyli dzień mojej śmierci. O mój Boże! Dostałam
drugą szansę. Zauważyłam mały wzór na nadgarstku, była to maleńka blizna w
kształcie piórka mająca mi przypomnieć o tym, co zrobiłam, i wyciągnąć wnioski.
Pomimo że czuję się samotna i niepasująca do reszty, nie popełnię tego samego
błędu, bo mam przyjaciela i rodzinę. Mam po co i dla kogo żyć!
Co myślisz o opowiadaniu? Skomentuj, to bardzo motywuje i pomaga :D
“Bo
przyjaźń to nie transakcja na miesiąc, dwa, albo póki jest pięknie.
Przyjaźń to miliony prześmianych godzin, a tysiące przepłakanych.
Kilkanaście kłótni, kilkadziesiąt czułych gestów i jedno uczucie:
szczęście.”- Cytat pochodzi ze strony Tumblr z zakładki "przyjaźń cytaty"
Bardzo mi się podoba ;o ♥ serio.. Świetne.. Lucyfer i Bóg.. Chyba nie ma jeszcze takiego bloga. Mam nadzieje, że jakoś rozwiniesz tą historię ♥ chciałabym zobaczyć co się z nią stanie dalej.. Jak sobie poradzi i wgl.. ;) więc czekam na nexta.
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie -> http://hopeisabitches.blogspot.com/
Genialne. Czytałam to z zapartym tchem w piersiach. Mam nadzieję że kiedyś to rozwiniesz ;D
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie sie to czytalo. Pomysl 9\10 interpunkja 10\10. No ale to bylo oczywiste po taki znawcy ksiazek. :) oby tak dalej, chociaz... Moze napiszesz kiedys opo typu horro? Hehehe
OdpowiedzUsuńGENIALNE! Bardzo mi się spodobało i chętnie dowiem się jak Wykorzystała swoją drugą szansę. Pisz dalej :p
OdpowiedzUsuń